Wierzę w Boga, ale nie Bogu. Mam ogromny problem, jak dla mnie. Jestem chrześcijanką, katoliczką. W niedziele i święta chodzę na mszę świętą, modlę się, regularnie spowiadam. Wierzę w Boga, ale nie wierzę Bogu. Mam problem z zawierzeniem, zaufaniem. Ja wiem, wierzę, że Bóg istnieje, ale nie wierzę w to, że On mnie kocha.
To drugi wpis z serii Dlaczego wierzę w Boga. Zgodnie jednak ze wcześniejszą zapowiedzią, najpierw ustalę co mam na myśli gdy mówię Bóg, w kontekście mojej wiara ewoluowała na przestrzeni ostatnich 10 lat (o czym więcej pisałem tutaj) i w zasadzie weszła w taki (chyba nieodwracalny) tryb realnego, prawdziwego poszukiwania Boga. Oznacza to, że ani nie twierdzę, że Boga już poznałem, znalazłem, odkryłem czy wiem coś o Nim. Lepiej po prostu powiedzieć, że poszukuję Boga, domyślam się Go, mgliście przeczuwam Jego istnienie oraz istotę. Dlatego daleki jestem od formułowania ścisłego pojęcia Boga – w tej materii wolę zachować intelektualną pokorę i powiedzieć jedno słowo za mało, niż jedno za dużo. Czy jednak oznacza to, że właściwie nic nie można pomyśleć czy powiedzieć o Bogu? O dwóch językachPrzede wszystkim należy odróżnić od siebie dwa rodzaje koncepcji Boga (czy też dwa języki, w których można myśleć i mówić o Bogu) – filozoficzną i religijną koncepcję. Bóg-religii to Bóg jaki ukazany jest w doktrynie danej religii, w przypadku chrześcijaństwa w teologii danej denominacji. Źródłem wiedzy o Bogu-religii jest Objawienie w postaci świata stworzonego (Objawienie ogólne/naturalne) oraz spisanego i przekazanego przez autorytety danej tradycji (Objawienie szczególne) np. proroków i protoplastów danej religii czy odłamu, następnie zaś przekazywanego przez kolejne pokolenia wyznawców. Jednak religia (w tym religijna koncepcja Boga) nie odsłania Ostatecznej Rzeczywistości taką jaka ona jest, ponieważ robi to w ramach pewnych ujęć teologicznych, poprzez kanon wyselekcjonowanych tekstów oraz odpowiednio dobranej maniery ich interpretacji. Na przykład: chociaż istnieje jedna religia chrześcijańska i jedna Biblia – co w zasadzie jest bardzo dużym i nieprawdziwym uproszczeniem [1] – to jednak istnieje kilka nurtów teologicznych w obrębie chrześcijaństwa, które kierują się innymi założeniami co do tego czym jest tekst Biblii oraz jakimi metodami należy go badać. Dlatego też uważam, iż nie można łudzić się, że któryś z tych nurtów dysponuje niepodważalnym zbiorem wiedzy o Bogu oraz idealną metodą interpretacji. Nie chcę przez to powiedzieć, że niemożliwym jest dokonanie jakiejś sensownej oceny i zestawienia różnych religii czy wyznań, natomiast nawet lider tego zestawienia nie może powiedzieć, iż posiadł Święty Graal teologii. Jeśli więc poruszam w tej serii kwestię Boga to czynię to właśnie z perspektywy filozoficznej, która ujmuje zagadnienia o wiele szerzej i w sposób bardziej fundamentalny niż perspektywa religijna (ale przez to też mniej szczegółowy). Teizm jako taki jest stanowiskiem filozoficznym, a nie religijnym, dlatego też teista w rozmowie z ateistą nie tylko nie jest ograniczony doktryną religijną, ale również nie powinien odwoływać się do doktryny religijnej, której założeń ateista z definicji nie przyjmuje. Intrygującym zjawiskiem jest to, że niekiedy ateiści dążą właśnie do tego, aby teista przyjął w dyskusji rolę rzecznika doktryny religijnej, bo wiedzą, że to zapewni im niekwestionowaną przewagę nad dyskutantem, gdyż założenia danej religii są niedowodliwe, wymagają intelektualnego skoku wiary czyli przyjęcia pewnych twierdzeń bez jednoznacznie racjonalnego uzasadnienia. Jednak przynajmniej gdy ja rozmawiam z osobami niewierzącymi nie dążę do przekonania ich do danej doktryny religijnej, ale staram się bronić stanowiska filozoficznego… a może nawet nie tyle bronić, co przedstawić jako alternatywne. I właśnie dlatego też w tej serii poruszam kwestię mojej wiary filozoficznej, a nie religijnej. Być może niektórzy ateiści wraz z moimi współwyznawcami z Kościoła będą nieco oburzeni, że nie realizuję ich pomysłu na dyskusję, ale zapewniam, że nie wynika to z mojej złośliwości, a jedynie z właściwego rozeznania problemu; tzn. jestem głęboko przekonany, że dyskusja chrześcijańsko-ateistyczna (a więc poglądu religijnego ze stanowiskiem filozoficznym) jest z góry skazana na porażkę, tak jak dyskusja o wyższości liczby trzy nad kolorem czerwonym. Dlatego warto zastanowić się jak sprowadzić takie trudne rozmowy do wspólnego mianownika i dopiero wtedy przedstawiać adekwatne do wspólnie przyjętych założeń argumenty. Tak więc mówiąc o pojęciu Boga mam na myśli teraz filozoficzne pojęcie Boga, a nie religijne – tzn. gdybym był w Kościele to nie wygłosiłbym homilii w oparciu o ten wpis, ponieważ zdecydowana większość ludzi wierzących (podobnie jak w ogóle zdecydowana większość ludzi) nie zajmuje się filozofowaniem; nie przeszkadza im operowanie pojęciami sprzecznymi wewnętrznie, nieostrymi, zbędnymi czy sztucznymi. Definicja Boga? Wróćmy więc do zdefiniowania Boga… no właśnie. Przecież pisałem przed chwilą, że nie zamierzam Boga definiować, gdyż byłoby to ciężkim, filozoficznym grzechem. Jakoś jednak przecież myślę o Bogu, coś sobie wyobrażam, jakoś o Nim mówię na co dzień i piszę teksty o Nim… Oto moja (i tutaj przyszło mi na myśl lepsze wyrażenie) synteza filozoficznej koncepcji Boga: Bóg w mojej koncepcji filozoficznej to Rozumna Tajemnica, Ostateczna Rzeczywistość, która jest Obiektywną Prawdą i Ostateczną Sprawiedliwością. Ponadto jest lub może być uważana za Przyczynę, Zasadę i Cel istnienia naszego świata. Jej istotę można również oddać słowami Miłość oraz Dobro, które wyznaczają odpowiednio: normę etyczną oraz nadzieję na lepszy świat. Teraz przyjrzymy się poszczególnym elementom tej syntezy, bowiem domyślam się, że mogą one brzmieć tak tajemniczo jak i wieloznacznie. Tak więc w co wierzę mówiąc, że wierzę w Boga? Przede wszystkim mam na myśli Tajemnicę, Coś Niepojętego ludzkim rozumem i Niewysłowionego ludzkim językiem. Na tym w zasadzie mógłbym (a niektórzy powiedzą, że powinienem) zakończyć wywód, jednak odważę się powiedzieć coś więcej. Po drugie mam na myśli Coś Większego niż nasz świat, Szerszą Perspektywę, Byt Najwyższy, Ostateczną Rzeczywistość. Mianowicie, wierzę w Boga w tym przypadku oznacza: wierzę, że istnieje coś więcej niż ten świat. To Coś może być zarówno odrębne od świata i przenikające do niego (teizm) lub zjednoczone ze światem, ale wykraczające poza niego, większe od świata (panenteizm). Obydwie opcje są możliwe, z czego panenteizm jest bardziej sterylny logicznie, gdyż zgodnie z Zasadą Prostoty (którą wyznaję) wskazuje na rozwiązanie prostsze, gdy nie ma przesłanek za przyjęciem bardziej skomplikowanego. Po trzecie sądzę, że to Coś Większego, ta Ostateczna Rzeczywistość, odnosi się nadrzędnie do naszego świata (w jakiś sposób i w jakimś zakresie lub absolutnie i całkowicie), a to odnoszenie się opisać można trzema pojęciami, jako: Przyczynę [2], Zasadę [3] i Cel [4] istnienia naszego świata. Starożytni Grecy mieli na to jedno słowo – arche. Następnie sądzę, iż Ostateczna Rzeczywistość jest Dobrem oraz Miłością lub jej esencjonalnymi cechami są właśnie dobro i miłość. Znaczy to mniej więcej tyle, że Miłość znajduje się u podstaw istnienia i funkcjonowania świata [5], a także to, iż po tym Wyższym Bycie można spodziewać się dobra. Przy czym nie postuluję, jak to się robi w religijnym obrazie Boga, doskonałego dobra, bo i tak nie wiadomo, co by to miało oznaczać z uwagi na zło, które istnieje w naszym świecie. Najkrócej ujmując: ta Ostateczna Rzeczywistość wskazuje nam prawo miłości oraz daje nadzieję, na coś lepszego (lepszy świat / lepsze życie). Piątym elementem tej Szerszej Perspektywy, potocznie nazywanej Bogiem, jest Prawda i Sprawiedliwość, a dokładniej Obiektywna Prawda i Ostateczna Sprawiedliwość. Chociaż jestem łagodnym sceptykiem epistemicznym i nie sądzę aby człowiek potrafił stworzyć prawdziwą teorię rzeczywistości, to jednak wierzę, iż istnieje Prawda Obiektywna; podobnie też gdy mowa o Ostatecznej Sprawiedliwości (a zatem i o moralności). Wierzę, że kiedyś nasza rzeczywistość zjednoczy się ze sprawiedliwością, a miarą dobra będzie właśnie Obiektywna Sprawiedliwość, której standardy wyznacza Obiektywna Prawda. Jednocześnie sprzeciwiam się twierdzeniu, że ktoś na tym świecie posiadł już wiedzę i zdolność dokonywania obiektywnego sądu moralnego [6]; ten sprzeciw dotyczy również religijnych systemów etycznych, które oczywiście uwarunkowane są kulturowo. Ostatnim pojęciem, którym chciałbym określić przedmiot mojej wiary jest Rozumność lub Inteligencja, zwana niekiedy Boskim Umysłem, Boskim Rozumem albo Logosem. W jaki sposób wyobrażam sobie ową Rozumność? Trudno jednoznacznie określić… najbardziej naiwnym sposobem byłoby sobie wyobrażać Ją jako Doskonale Mądrego super-człowieka, który często jest symbolizowany przez Starca-Mędrca. Nie mówię, że jest to całkowicie wykluczone, ale wydaje mi się najmniej prawdopodobne. Można natomiast pomyśleć coś na wzór Sztucznej Inteligencji (tyle, że niezależnej w swoim istnieniu i funkcjonowaniu od tzw. hardware’u, czyli sprzętu), albo podobną metaforą może być niematerialny Super Umysł, lub wszystko-na-raz wiedzący lub myślący Duch. Bardzo możliwe, iż tej Rozumności należy przypisać coś na wzór samoświadomości i woli, jako chęci czegoś lub wewnętrznego celu (ukierunkowania działania). Cała ta niepewność ma swoje źródło naturalnie w ograniczoności mojego rozumowania, jednak zgodnie z punktem 1. zakładam, iż Boska Rozumność jest bardziej tajemnicza niż poznana, dlatego też jest o wiele bardziej prawdopodobne, iż to, co mi przychodzi na myśl na Jej temat jest jedynie moim, koślawym wyobrażeniem lub domysłem. Na drodze do myślenia o BoguNaturalnie wiem, że już po pierwszym punkcie ateiści i agnostycy zapytają skąd mogę cokolwiek wiedzieć o tej Boskiej Tajemnicy, skoro jest właśnie tajemnicą, zagadką… Dlatego też powiedziałem, że NIE postuluję, iż wiem coś o Bogu, posiadam wiedzę o Nim czy poznałem Go. Poszukuję Boga, staram się coś pomyśleć, określić kryterium niedorzeczności i wykluczać to, co wydaje się niedorzeczne, a pozostawiać takie elementy definicji Boga, które wyglądają na najmniej niedorzeczne, a tym samym bardziej prawdopodobne. Aby przybliżyć się do nie-niedorzecznej, filozoficznej syntezy koncepcji Boga starałem się ograniczyć ilość formułowanych twierdzeń oraz minimalizować ich zakres (bowiem im bardziej szczegółowy poziom twierdzenia, tym mniejsze prawdopodobieństwo jego prawdziwości). Ponadto do każdego z wymienionych atrybutów zastosowałem idealizację, np. zapisując je od wielkiej litery lub dodając dookreślenie Obiektywna lub Ostateczna. Zabieg ten wynikał z dążenia do uspójnienia wewnętrznego obrazu Boga, skoro faktycznie ma On być Czymś Większym niż ten świat jego cechy winny być odpowiednio oczyszczone i wyostrzone. W końcu granicą myślenia o Bogu musi być logika (bowiem jeśli nawet Bóg przekracza naszą logikę to nie może jej jawnie przeczyć; a jeśliby założyć, iż może jej jawnie przeczyć to już dosłownie nic nie można logicznego o Bogu pomyśleć lub powiedzieć) oraz doświadczenie (w tym wrażenia zmysłowe, formy myślenia, ale również wiedza o świecie, w tym wiedza naukowa). Nie można na przykład twierdzić, że Bóg jest Słońcem, albo że mieszka w Grecji na Górze Olimp. Nie można też np. przeczyć faktowi zła na świecie lub cierpienia, mówiąc – filozoficzna koncepcja Boga nie może jawnie przeczyć temu, co wiemy, bowiem wtedy staje się już koncepcją religijną, a na gruncie religijnej koncepcji Boga można wierzyć w dosłownie co się chce. Wtedy jednak nie należy liczyć, że ktokolwiek będzie zainteresowany rozmową o takim Bogu, o ile sam nie podziela tych samych założeń religijnych. Widzę więc sens rozmowy na gruncie religii z osobami, które podzielają moje wybory religijne – w Kościele możemy dyskutować na temat doktryny Trójcy, grzechu pierworodnego, zbawienia czy owocu Ducha Świętego. Natomiast dla osób niewierzących lub spoza mojego kręgu religijnego taka rozmowa będzie pustosłowiem. Chyba, że… no właśnie, chyba, że za Objawienie posłuży nam ludzki rozum i sprowadzimy przedmiot dyskusji do filozoficznej koncepcji Boga. O tym, czym może być wiara zgodna z filozoficzną koncepcją Boga napiszę w następnym wpisie. [1] W zasadzie nie można ściśle powiedzieć, iż istnieje “jedna Biblia” ponieważ w zakresie Starego Testamentu funkcjonuje kilka kanonów ksiąg świętych, trzy najważniejsze to oczywiście katolicki, prawosławny i protestancki. Natomiast, gdy mowa o Nowym Testamencie to na gruncie denominacji protestanckich funkcjonują ruchy postulujące wyższość później spisanych kopii (rękopisów), o które zostały oparte tzw. przekłady historyczne (King James Version, Biblia Gdańska). Oczywiście owe późniejsze manuskrypty różnią się od tych wcześniejszych, stąd też nie ma idealnej jedności w obrębie religii chrześcijańskiej co do jednej, dokładnej wersji Biblii. Nie przeczy to ostatecznie wiarygodności głównego przesłania Nowego Testamentu, jednak w kilkudziesięciu jego fragmentach dojdzie do rozbieżności znaczeniowej w zależności od obranej podstawy tekstowej. Ponadto w Kościele katolickim i prawosławnym – oprócz tekstu Biblii – uznaje się nauczanie Kościoła jako równorzędne źródło Objawienia.[2] Bóg jako przyczyna tego świata może być rozumiany na kilka (niewykluczających się) sposobów:(a) jako przyczyna w porządku czasowym (tzn. że był taki czas, w którym był Bóg, nie było świata i to Bóg przyczynił się do jego powstania); (b) jako przyczyna logiczna (Tomasz z Akwinu wskazał możliwość odwieczności istnienia świata przy jednoczesnym zachowaniu relacji stwórczej między Bogiem a światem; jako przykład wskazał odwiecznie stojącą stopę na piasku – i piasek, i stopa istnieją od zawsze, ale to stopa jest przyczyną śladu na piasku);(c) jako przyczynę wszystkiego, co zachodzi w świecie (pogląd nazywany fatalizmem, gdzie rola świata jest sprowadzona do dokładnego projektu Boga, scenariusza, który musi się wydarzyć); (d) w teizmie procesualnym Bóg jest ukazany jedynie jako Twórca (a nie Stwórca) przez co broni się z problemu zła, kosztem ograniczenia zakresu wszechmocy (w tej koncepcji świat jest w jakimś fundamentalnym aspekcie niepodległy Bogu, chociaż Bóg posiada moc kształtowania go);(e) jako Źródło sensu, zgodnie z przykładem człowieka, który zachwyca się pięknem zachodzącego Słońca czy treścią książki; gdyby nie istniał żaden odbiorca piękna i treści trudno byłoby w ogóle mówić o takich pojęciach; podobnie Bóg, który jest Rzeczywistością zewnętrzną względem świata (lub częściowo zewnętrzną, w zależności od poglądów szczegółowych) nadaje mu sens.[3] Bóg jako Zasada świata może być rozumiany na kilka (niewykluczających się) sposobów: (a) jako Projektant praw natury (lub węziej: fizyki);(b) jako Obiektywny Prawodawca prawa moralnego;(c) jako Opatrzność czuwająca nad (ludzkim) losem;(d) jako immanentna (wewnętrzna) siła konstytuująca istnienie świata (lub organizmów żywych).[4] Bóg jako Cel świata może być rozumiany na kilka (niewykluczających się) sposobów:(a) jako ontologiczny cel świata, tzn. że ostatecznie cały świat zjednoczy się bytowo z Bogiem lub przeobrazi w Boga;(b) jako epistemologiczny cel świata, tzn. że poznanie Prawdy jest tożsame z poznaniem Boga (lub tylko dzięki poznaniu Boga można doskonale poznać Prawdę) lub odwrotnie: najdoskonalsze poznanie rzeczywistości doprowadzi do poznania Boga;(c) jako etyczny ideał do którego należy dążyć w życiu codziennym.[5] Pisząc, iż wierzę, że Miłość znajduje się u podstaw istnienia i funkcjonowania świata nie mam bynajmniej na myśli tego, że świat jest wypełniony miłością, albo że prawa fizyki są prawami miłości. Dostrzegam natomiast, iż ten świat działa najlepiej wtedy, gdy funkcjonuje w warunkach miłości.[6] Zdolność myślenia moralnego zależna jest od:(a) uwarunkowań genetycznych; (b) stadium rozwojowego danego człowieka (i ewentualnych zaburzeń w tym zakresie); (c) wychowania i edukacji; natomiast ideały moralne wynikają z:(a) kultury (w tym zwyczajów, struktury języka, obrazu świata, religii) oraz(b) doświadczeń osobistych (przede wszystkim wychowania, edukacji i tzw. zdarzeń losowych).
Katecheza 11 - Wierzę w Boga - ojca wszechmogącego, stworzyciela Karol xkarold 131 views • 10 slides Katecheza 09 - Wierzę w Boga - Doskonałości Boże Karol xkarold
MŁODZI LUDZIE PYTAJĄ Ewolucja czy stwarzanie? Część 1: Dlaczego wierzyć w Boga? Ewolucja czy stwarzanie? Czy wierzysz, że to Bóg stworzył wszystko? Jeśli tak, to nie należysz do wyjątków. Wielu młodych (oraz dorosłych) również tak uważa. Z kolei inni twierdzą, że życie i wszechświat powstały na drodze ewolucji — bez udziału Istoty Najwyższej. Czy wiesz, że... Zarówno jedni, jak i drudzy często bez zastanowienia mówią, w co wierzą, choć tak naprawdę nie wiedzą, dlaczego w to wierzą. Niektórzy wierzą w stwarzanie po prostu dlatego, że uczono ich tego w kościele. Wielu wierzy w ewolucję po prostu dlatego, że uczono ich tego w szkole. Ta seria artykułów pomoże ci umocnić wiarę w stwarzanie i wyjaśniać swój pogląd innym. Najpierw jednak musisz odpowiedzieć sobie na zasadnicze pytanie: Dlaczego to pytanie jest ważne? Ponieważ Biblia zachęca do robienia użytku ze swojego umysłu, ze swojej „zdolności rozumowania” ​(Rzymian 12:1). Oznacza to, że podstawą twojej wiary w Boga nie mogą być jedynie... emocje (czuję, że musi istnieć jakaś siła wyższa) środowisko (żyję w społeczeństwie religijnym) presja (tak mnie wychowali rodzice — i nie miałem nic do powiedzenia). Musisz raczej być osobiście przekonany, że Bóg istnieje, i mieć ku temu mocne podstawy. Wobec tego, co ciebie przekonuje, że Bóg istnieje? W ustaleniu tego pomoże ci materiał ćwiczeniowy „Dlaczego wierzę w Boga?”. Możesz też odnieść pożytek z przeanalizowania tego, jak inni młodzi odpowiedzieli na to pytanie. „Kiedy nauczyciel w klasie wyjaśnia, jak funkcjonuje nasz organizm, nie mam wątpliwości, że Bóg istnieje. Każda część ciała w najdrobniejszych szczegółach spełnia swoje zadania i często dzieje się to bez udziału naszej świadomości. To, jak zbudowane jest ludzkie ciało, wręcz nie mieści się w głowie!” ​(Teresa). „Gdy patrzę na drapacz chmur, statek czy samochód, zadaję sobie pytanie: ‚Kto to zbudował?’. Żeby na przykład powstał samochód, potrzebni są inteligentni ludzie, bo przecież żeby działał, musi ze sobą współgrać całe mnóstwo drobnych elementów. A jeśli samochód wymaga zaprojektowania, to tym bardziej człowiek” ​(Richard). „Kiedy uświadomisz sobie, że na poznanie nawet najmniejszego fragmentu wszechświata najinteligentniejsze umysły potrzebują setek lat, to pogląd, że powstał on bez udziału inteligencji, wydaje się kompletnie niedorzeczny” ​(Karen). „Im bardziej zagłębiałem się w naukę, tym mniej wiarygodna wydawała mi się ewolucja. Myślałem na przykład o matematycznej precyzji widocznej w przyrodzie i o tym, jak wyjątkowi są ludzie, łącznie z tym, że chcemy wiedzieć, kim jesteśmy, skąd się wzięliśmy i dokąd zmierzamy. Ewolucja sięga po wyjaśnienia do świata zwierząt, ale nie jest w stanie wytłumaczyć, dlaczego jesteśmy tak niepowtarzalni. Według mnie więcej wiary potrzeba, żeby uwierzyć w ewolucję, niż żeby uwierzyć w Stwórcę” ​(Anthony). Jak wyjaśnić swój pogląd? A co jeśli jesteś obiektem drwin, bo wierzysz w coś, czego nie można zobaczyć? Co jeśli twoi koledzy szkolni mówią, że ewolucja to stwierdzony fakt naukowy? Przede wszystkim musisz być przekonany o tym, w co wierzysz. Nie bój się ani nie wstydź (Rzymian 1:16). Pamiętaj: Nie jesteś sam; wielu ludzi wciąż wierzy w Boga. Są wśród nich bardzo inteligentne, wykształcone osoby, chociażby niektórzy naukowcy. Kiedy ludzie mówią, że nie wierzą w Boga, czasami chodzi im o to, że Go nie rozumieją. Zamiast przytaczać dowody na poparcie swojego poglądu, zadają pytania w stylu: „Jeżeli Bóg istnieje, to dlaczego pozwala nam cierpieć?”. W gruncie rzeczy kwestię natury intelektualnej sprowadzają do sfery emocjonalnej. Ludzie mają potrzeby duchowe (Mateusza 5:3). Obejmuje to również wiarę w Boga. Dlatego jeśli ktoś mówi, że nie wierzy w Boga, to właśnie on — a nie ty — ma obowiązek wyjaśnić, dlaczego doszedł do takiego wniosku (Rzymian 1:18-20). Wiara w Boga jest całkowicie rozsądna. Wynika to z faktu, że życie nie mogło powstać samo. Nie ma dowodów na to, że pojawiło się ono samorzutnie z materii nieożywionej. Co więc mógłbyś powiedzieć, jeśli ktoś jest zdziwiony, że wierzysz w Boga? Weź pod uwagę kilka opcji. Gdy ktoś mówi: „Tylko ludzie niewykształceni wierzą w Boga”. Możesz odpowiedzieć: „Naprawdę tak myślisz? Ja nie. Przecież to stereotyp. Wiesz, co wynika z sondażu, w którym wzięło udział ponad 1600 wykładowców z różnych prestiżowych uczelni? Że co trzeci z nich nie uważa się ani za ateistę, ani za agnostyka*. Czy powiedziałbyś, że ci ludzie są mało inteligentni tylko dlatego, że wierzą w Boga?”. Gdy ktoś mówi: „Skoro istnieje Bóg, to dlaczego na świecie jest tyle cierpień?”. Możesz odpowiedzieć: „Może chodzi ci o to, że nie rozumiesz, jak Bóg działa, albo raczej czemu nie działa — bo w tym wypadku może to tak wyglądać. Mam rację? [Pozwól się wypowiedzieć]. Ja znalazłem satysfakcjonującą odpowiedź na pytanie, dlaczego jest tyle cierpień. Ale żeby to zrozumieć, trzeba przeanalizować kilka nauk biblijnych. Czy chciałbyś dowiedzieć się więcej na ten temat?”. W następnym artykule z tej serii omówimy, dlaczego teoria ewolucji nie udziela przekonujących wyjaśnień na temat naszego istnienia.
Nie wierzę w Boga, który zsyła choroby. Wiara daje nam siłę i nadzieję” – mówi Magdalena Gniewkowska, mama dziewczynek. O codzienności mamy trzech córek z wyzwaniami rozmawiam z Magdaleną Gniewkowską – mamą Emilii i Dominiki: urodzonych w 28 tygodniu ciąży bliźniaczek, oraz Agnieszki, cierpiącej na syndrom Jordana.
Temat: Wierzę w Boga czy wierzę Bogu? Myśl przewodnia: „Nie bój się, wierz tylko!” (Mk 5,21-43) Rozważanie: Wielu z nas może powiedzieć: tak, jestem człowiekiem wierzącym. Co to jednak dla mnie znaczy? Czy wiara, to tylko moja pewność na istnienie osoby, na której istnienie nie mam dowodów? Wiara to coś więcej niż tylko czysto rozumowe podejście do tematu Boga. Można spotkać się z takim rozróżnieniem na poziomy wiary. Pierwszy to „wierzę w Boga”, czyli jestem pewny co do istnienia Boga, wierzę że On jest. Na tym etapie wiary jest bardzo wielu ludzi. Co więcej, jest wielu aniołów oraz Szatan. On też dobrze wie, że Bóg jest. Być więc na pierwszym poziomie wiary to być na takim samym poziomie jak anioł, który się zbuntował. Wiem, że mam rodziców, ale to nie znaczy, że muszę ich we wszystkim słuchać. Wiem, że Bóg jest, ale to nie znaczy, że mam Go we wszystkim słuchać, a tym bardziej uzależniać od Niego jakieś decyzje w życiu. Drugi poziom wiary to „wierzę Bogu”. To nie tylko uznać istnienie Boga za fakt, ale zacząć Go słuchać. Wytężyć uczy naszej duszy, aby dotrzeć do słów Boga. To poziom tych, którzy przejmują się Bogiem. To ci, dla których Bóg jest autorytetem i wykładnią życia. Jest jeszcze trzeci poziom wiary. Poziom dla duchowej elity. To: „ufam Bogu”. Na tym poziomie są ci, którzy potrafią powiedzieć Bogu, aby to On robił z nami to, co chce. To całkowite uzależnienie od Boga. Robię tylko to co On chce. „Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie”. Zastanów się: Na którym etapie wiary jesteś? Co robisz, aby „awansować” w poziomach wiary? Modlitwa o powiększenie wiary Panie, przyjmij słowa, które teraz kieruję do Ciebie, Ty, który mówisz w milczeniu. Proszę Cię, pozwól mi poznać moją najgłębszą naturę. Pochyl się nade mną i obdarz mnie poznaniem; ten dar rozbłyśnie nad wszystkimi moimi braćmi. Mój duch należy do Ducha Świętego; dlatego głoszę moją wiarę, z której czerpię życie i światło, jesteś godzien chwały, Panie. Modlitwa z III wieku #LOVEtoWRITE Podziel się refleksją! kliknij i skomentuj na Facebooku Opracowanie: Zespół Log in Love Rekolekcje Log in Love – Zaloguj się do wspólnoty! będą publikowane codziennie przez okres Wielkiego Postu na portalu oraz Facebookowych kanałach Duszpasterstwa Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej i Fundacji Misericors.
Osobiście wierzę w istnienie Boga, bo doświadczyłem już nie raz w swoim życiu wielu zjawisk, których wyjaśnić się zwyczajnie nie da. (próbować sobie można ale i tak w końcu dojdzie się do etapu w którym trzeba zadecydować czy się wierzy w teorię wiary czy nauki) Jednak jeśli chodzi o wszelkie święta, to traktuję je jako W roku 1909 w Tennessee powstał Kościół Boga z Widocznymi Znakami. Założył go George Went Hensley. Pewnego razu ten były przemytnik wygłaszał płomienne kazanie przed zgromadzeniem zielonoświątkowców w Grasshopper Valley. Nagle ktoś z zebranych rzucił mu pod nogi pudło z grzechotnikami - nie wiadomo: ze złości czy ze znudzenia. Nie przerywając kazania Hensley schylił się, podniósł metrowego węża i uniósł go nad głowę. Nietknięty przez gada, nakazał zebranym iść za jego przykładem. Przytoczył słowa Chrystusa: "Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą... w imię moje... węże brać będą do rąk". Wieść o kazaniu Hensleya rozeszła się po Grasshopper Valley. Liczba poskramiaczy węży rosła. Od tamtej pory od ukąszeń zmarło 120 wyznawców Kościoła Boga z Widocznymi Znakami. Większość z nich odmawiała pomocy medycznej, zdając się na działanie sił boskich. Hensley również zmarł od ukąszenia węża w 1955 roku. Poskramiaczy węży nadal spotkać można zwłaszcza wśród małych społeczności Tennessee i Kentucky. Wyznawcy tego Kościoła wierzą, że kiedy otwierają pudła z wężami, zstępuje na nich "duch Boga". Zdarza się, że biorą w ręce naraz trzy, cztery gady. Pozwalają im wić się wokół ramion i tułowia, a sami w ekstazie wychwalają Pana. Dla wielu z nas - wierzących i niewierzących - zachowanie takie graniczy z obłędem. Rzeczywiście, religia i choroby psychiczne od dawna bywają ze sobą łączone. Szaleniec, który uważa się za Chrystusa lub twierdzi, że dostaje wiadomości od Boga, nie jest niczym nowym. Już w czasach Zygmunta Freuda łączono religię z nerwicą i niedomaganiem psychicznym. Wiele lat temu naukowcy z wydziału antropologii Uniwersytetu Minnesoty postanowili zbadać te związki. Po lupę wzięli skrajne grupy religijne, takie jak fundamentalni baptyści, zielonoświątkowcy czy poskramiacze węży z Zachodniej Wirginii. Chcieli sprawdzić, czy badani wykażą typowe cechy psychopatologiczne związane zwykle z chorobą psychiczną. Dla porównania badano także wyznawców głównych Kościołów protestanckich, wywodzących się z podobnych środowisk. Niektórzy z najgorliwszych fundamentalistów modlili się w sposób, który można nazwać ekstazą transcendentalną. U większości badanych nie było jednak oznak jakiegokolwiek schorzenia psychicznego. Po dalszej analizie naukowcy zauważyli w jednej z grup skłonność do niestabilności psychicznej. Ponieważ eksperyment został utajniony, większość ankieterów robiących wywiady z wiernymi nie miała dostępu do końcowych wyników. Jednak gdy pytano ich, która grupa wydała im się najbardziej zaburzona psychicznie, wszyscy wskazali na poskramiaczy węży. Później dane ujawniono i okazało się, że więcej przypadków chorób psychicznych zanotowano wśród przeciętnych protestantów niż wśród osób żarliwie wierzących. Psycholog z Harvardu Gordon Allport prowadził w latach 50. ubiegłego wieku badania na temat różnego rodzaju uprzedzeń i stworzył obowiązującą do dziś definicję religijności. Według Allporta są dwa typy religijności: zewnętrzna i wewnętrzna. Pierwsza definiowana jest jako religijny egocentryzm. Wierni traktują chodzenie do kościołów i synagog jako środek do celu - chcą w ten sposób coś uzyskać. W ich środowisku bywanie w świątyni jest normą, budzi szacunek, sprzyja awansowi, a więc staje się społeczną konwencją. Dla osób o religijności wewnętrznej celem jest sama religia. Ludzie ci są zwykle dużo bardziej zaangażowani. Religia staje się ich nadrzędną zasadą życiową, ważnym doświadczeniem osobistym. Badania pokazały, że tendencje do uprzedzeń częściej mają ludzie, których cechuje religijność zewnętrzna. Religijność wewnętrzna wiąże się z niższym poziomem niepokoju i stresu, brakiem poczucia winy, lepszym dostosowaniem społecznym i mniejszymi skłonnościami do depresji. Wówczas, gdy religia służy odnalezieniu się w obrębie grupy, poczucie winy i lęk są większe. Możliwe, że silna wiara w Boga, bożków, duchy i istoty nadnaturalne dawała naszym przodkom istotne korzyści. Wielu antropologów i socjologów podziela pogląd, że religia powstała z poczucia niepewności i zagubienia. Stanowiła wyjaśnienie nieszczęść i chorób - jako konsekwencji gniewu Boga. Zapewniała też, że po śmierci istnieje życie. Wszelkie rytuały dawały kojące, choć złudne poczucie, że można kontrolować to, co tak naprawdę jest całkiem poza kontrolą człowieka: pogodę, choroby, ataki drapieżników czy innych ludzi. Z drugiej strony możliwe, że koncepcja boskości nie miała zbyt wielkiego zastosowania w twardych i niespokojnych czasach prehistorycznych. Życie na sawannie to nie był piknik. Pierwsi ludzie musieli cały czas chronić się przed drapieżnikami, zdobywać pożywienie i walczyć między sobą o względy płci przeciwnej bądź pozycję w grupie. Do czego w tej codziennej gonitwie potrzebna by im była religia? Richard Dawkins, najsłynniejszy darwinista i żarliwy krytyk zorganizowanej religii zauważa, że niesie ona ze sobą więcej kosztów niż korzyści: "Zachowania religijne wśród małp dwunożnych zajmują mnóstwo czasu, pochłaniają olbrzymie środki. Do zbudowania średniowiecznej katedry potrzeba było setek ludzi i długich lat pracy. Sztuka sakralna w znacznym stopniu zmonopolizowała talenty średniowiecza i renesansu. Tysiące, może nawet miliony ludzi zmarło, często poddanych wcześniej torturom, w imię lojalności wobec danej religii. Od stuleci ludzie pobożni umierają za swych bogów, zabijają dla nich, godzą się na post, chłostę, celibat, albo milczenie w odosobnieniu". Na pierwszy rzut oka wydaje się więc, że z punktu widzenia ewolucji religia to strefa klęski. Można by sądzić, że sama wiara nie byłaby w stanie prześlizgnąć się przez sieć naturalnej selekcji. Chociaż możliwe też, że taka interpretacja słów Dawkinsa nie bierze pod uwagę korzyści, które w swej walce o przetrwanie człowiek ma dzięki religii. W książce "Katedra Darwina" David Sloan Wilson, profesor biologii i antropologii w Binghamton University mówi, że religijność powstała jako użyteczna cecha genetyczna. Sprzyjała ona scalaniu zbiorowości. Ta prospołeczna natura religii z pewnością dawała grupom myśliwsko-zbieraczym poczucie wspólnoty. W efekcie powstawała sprawniejsza maszyna przetrwania: grupa mogła skuteczniej chronić dostępu do wody, zabić antylopę czy pojmać dziewczęta z wrogich plemion. Im lepszą organizację i dyscyplinę osiągano dzięki religii, tym większe były szanse na przetrwanie, a zarazem przekazanie genów następnym pokoleniom. Tak właśnie rozumiemy selekcję naturalną. Oznacza ona, że środki przystosowawcze pomagające w przetrwaniu i reprodukcji przekazywane są poprzez geny. Biorąc dodatkowo pod uwagę wyniki badań przeprowadzonych na bliźniętach, z których wynika, że możliwe jest dziedziczenie skłonności do przekonań religijnych, czy można zaryzykować pogląd, że koncepcję boskości mamy zapisaną w genach? Choć jak dotąd nie zidentyfikowano genu religii, to istnieją takie, które mogłyby mieć wpływ na naszą osobowość i religijne skłonności. Mogą do nich należeć geny kontrolujące poziom neuroprzekaźników w mózgu. Jednym z nich jest dopamina. W ogromnym stopniu wpływa ona na nasze dobre samopoczucie. Może być także odpowiedzialna za wrażenie spokoju, które niektórzy odczuwają w trakcie doznań o charakterze duchowym. Gen receptora dopaminy (DRD4) ma u niektórych ludzi nieco odmienną niż u pozostałych, bardziej aktywną biologicznie postać. To może częściowo wyjaśniać skłonności do takich, a nie innych zachowań religijnych. Łatwo też przedstawić koncepcję, w której wiara miałaby sprzyjać przekazywaniu genów. Większa jedność i surowsze zasady moralne pociągają za sobą zwykle lepszą współpracę, a to z kolei oznacza lepsze rezultaty, na przykład podczas polowania. Więcej pożywienia to zwiększona siła, czujność i odporność na infekcje, szybszy rozwój potomstwa i jego dochodzenie do samodzielności. Ponadto członkowie spójnej grupy chętniej opiekują się sobą nawzajem, co w szczególności dotyczy chorych i rannych. Tak więc w dłuższej perspektywie wspólna religia może przynieść ewolucyjne korzyści, a mechanizm selekcji naturalnej może faworyzować te grupy, wśród których wiara jest silniejsza. Ale to jeszcze nie koniec historii. Chociaż religia może być przydatna do tworzenia i egzekwowania solidnych ram moralnych, to my sami - bez pomocy religii - z łatwością rozwijamy w sobie intuicję moralną. Psycholog Eliot Turiel zauważył, że nawet trzy-, czterolatki widzą różnicę między zasadami moralnymi (nie wolno nikogo bić) a konwencją (nie wolno rozmawiać na lekcji). Potrafią też zrozumieć, że łamanie zasad moralnych (uderzenie kogoś) jest złe, niezależnie od tego, czy nam ktoś tego zabronił, czy też nie. Z kolei naruszenie konwencji (rozmowa w czasie lekcji) jest złe tylko wówczas, gdy wcześniej zostało wyraźnie zakazane. Dzieci potrafią także jasno odróżnić wspomniane normy moralne od zasad zdrowego rozsądku. To by mogło oznaczać, że w ludzkim mózgu istnieje coś takiego, jak moduł moralności, który uaktywnia się we wczesnym dzieciństwie. Tezę tę potwierdzają do pewnego stopnia obserwacje z zakresu neurologii. W swej ostatniej książce "Umysł ludzki" stwierdziłem, że niektóre obszary mózgu stają się aktywne, gdy angażujemy się we współpracę z innymi. Obszary te związane są z odczuciem przyjemności i nagrody. Pewne obszary mózgu mogą się również uaktywniać, kiedy odczuwamy empatię i przebaczenie. Tak więc religia nie jest raczej wytworem jakiejś konkretnej części naszej konstrukcji psychologicznej. Czy jest zatem bardziej prawdopodobne, że koncepcje religijne są czymś w rodzaju produktu ubocznego powstałego w ewoluującej podświadomości po to, aby pomóc nam przetrwać? Lord Robert Winston jest profesorem medycyny na Uniwersytecie Londyńskim, jednym z czołowych światowych specjalistów w dziedzinie płodności. W parlamencie brytyjskim zajmuje się sprawami nauki i techniki. W BBC regularnie prezentuje programy naukowe. Jest autorem książek oraz ponad 300 publikacji naukowych w prestiżowych pismach fachowych. Pisuje do prasy. W Polsce ukazała się jego książka pt. "Manipulacje genetyczne" - przyp. Onet.

Ja też byłem katolikiem ale nie wiem jak to się stało że przestałem wierzyć. chodzenie z medalikiem itp. nawet jak masz wierzyć jest moim zdaniem bez sensu, ale możliwe że to trochę nie logicznie brzmi - możesz się pomodlić o to żebyś znowu wierzyła xd. Możliwe- ja też przestałem wierzyć już kilka lat temu i się do nie

Będąc człowiekiem inteligentnym, obdarowanym poczuciem odpowiedzialności, od czasu do czasu pytałeś siebie o podstawy swoich myśli i działań. Badałeś lub przynajmniej z troską zastanawiałeś się nad tym, co filozofowie mają na myśli kiedy mówią o ?teorii rzeczywistości?. Nic więc dziwnego, kiedy zaproponowałem ci, abyś spędził ze mną niedzielne popołudnie, rozmawiając o powodach, dla których wierzę w Boga, odniosłem wrażenie, przynajmniej na wstępie, że jesteś tym zainteresowany. Aby ciekawiej nam się rozmawiało, na początek przyjrzyjmy się mojej i twojej przeszłości. Może okazać się to bardzo pomocne zważywszy, że obecnie toczy się ożywiona debata o roli dziedziczenia i wpływie środowiska. Być może myślisz, że jedyną przyczyną mojej wiary w Boga jest wychowanie, które odebrałem – że od samego początku nauczono mnie wiary w Boga. Oczywiście ja uważam, że tak nie jest. Nie przeczę, w dzieciństwie rzeczywiście nauczono mnie wierzyć w Boga, ale jestem mocno przekonany, co do tego, że zanim stałem się dorosłym człowiekiem zdążyłem już usłyszeć komplet argumentów przeciwko wierze w Boga. I właśnie teraz, usłyszawszy je, jestem jeszcze bardziej gotów wierzyć w Boga. Co więcej, uważam, że cała historia i cywilizacja nie miałyby sensu, gdyby nie wiara w Boga. – Cornelius Van Til
Wreszcie, wierzę w Kościół również dlatego, że w chwilach największych słabości, które go dotykają, i najgłębszych ciemności, które go spowijają, mogę po prostu zatrzymać się i zawsze, niezmiennie i z tą samą pewnością spotkać w nim Boga wiernie obecnego w najprostszych, ustanowionych przez siebie znakach.
ja wierzę w Boga, bo boję się nie wierzyć, bo na koniec swojego żywotu jeśli okaże się że on na prawdę istnieje to da mi popalić za brak wiary.. Odpowiedział(a): Mercy, 17 sierpnia 2010, 14:14 0 też tak sądzę. Odpowiedział(a): alfik, 20 lutego 2012, 21:17 0 Chodź do piekła tam jest cieplej Wiara lub jej brak zależy tylko i wyłącznie od rodziców i tego, jak wychowują swoje pokolenie. wierze bo zostałem tak wychowany, tak powiecie zaraz że no zostałeś katolikiem bo tak ci nakazali rodzice, niby tak ale np. taka prosta sprawa jak msza Niedzielna, jak z jakiegoś powodu nie mogę na niej być to w głębi duszy mam takie dziwne uczucie nie wiem jak to nazwać, to pozwala mi wierzyć że toć więcej niż pójść odklepać mesze i wrócić. Odpowiedział(a): Szatan, 17 sierpnia 2010, 12:56 0 może jestem dziwna ale nie rozumiej tej wypowiedzi.. Odpowiedział(a): Szatan, 17 sierpnia 2010, 13:02 0 **nie rozumiem** Odpowiedział(a): roy3000, 17 sierpnia 2010, 13:08 4 wiesz to już nie mój problem Tylko dlatego że tak wychowała mnie mama... ja wierze, a dlaczego to juz nie bede opowiadac, powiem tyle, ze nie tylko z powodu wychowania. a cos ostatnio na pytajni duzo o wierze Jestem katoliczką aczkolwiek nie praktykuję. Nie wierzę w Boga...to że jestem katoliczką to dlatego, że rodzice tak mnie pokierowali... Nom, a więc, Nie wierzę. Jestem za Teorią Darwina niż za stworzeniem świata przez Boga. Nie lubię siedzieć w Kościele bo zaraz mnie nosi i mnie szajba bierze. Jezus sobie mógł tam być ale Bóg ? Np Bogowie Rzymscy czy Greccy > czy jacyś tam, niby tacy mocni i niezniszczalni...to czemu przepadli? Czemu nadal nie panują...? Yhh W piekło i niebo tez nie wierzę, jak umrę to do piachu i mnie robaki zjedzą, taka prawda... Człowiek tak jak zwierze... I co jeszcze...? Hmm Moim zdaniem religie wymyślili po to aby mieć jakąś władzę, aby ludzie się bali, aby się nie nudzili, więc powstał zwyczaj Wiary w coś. Równie dobrze mogę wierzyć w Kota, że jest Bogiem i nade mną czuwa i mogę się do niego modlić, taki sam skutek. Nom i tyle, takie jest Moje Zdanie i moje podejście. Pozdr Odpowiedział(a): Karmelek, 17 sierpnia 2010, 14:50 0 Bo wszystko leży w podświadomości Ludzie modlą się do boga, wierząc że to on pomaga, a tak naprawdę to nasza podświadomość w takiej chwili podsuwa właściwe rozwiązanie. Odpowiedział(a): dominiczka, 17 sierpnia 2010, 17:56 0 Podpiszę się pod Wami, dziewczyny Ja też nie wierzę i mam ku temu swoje niepodważalne powody... Ritta, masz wielką rację z tym, że to dla władzy itd. ale moim zdaniem głownie rozchodzi się o kasę, no bo jeśli nie, to np. po co zbierać ofiarę na mszy? Bóg sobie za to królestwa w niebie nie wybuduje, jedynie ksiądz na zimowe opony dostanie... Ludzie po prostu potrzebują w coś wierzyć! choćby w tego Kota, ale muszą... ja nie wierząc w ten cyrk, wierze w to, że ktoś czuwa nade mną, mam swojego wymyślonego przyjaciela... którego nie muszę się obawiać.... Takie moje skromne zdanie... wierzę bo tak mnie wychowano. Bo mnie ganiali do kościoła nawet w dni powszednie, i to już przyzwyczajenie, nie opuściłbym raczej niedzieli czy święta, a tak całkiem poza wychowaniem to teoria Pascala, wierząc nic nie tracę, a mogę zyskać wierze w Boga nie tylko ze wzgledu na moje wychowanie. zawsze jako dziecko przesiadywale czesto w kosciele, bylem ministrantem i znalem wielu dobrych ksiezy. wiara i kosciol fascynowaly mnie od wczesnych lat. uczylem sie takze laciny jako ze to "jezyk koscielny" Bog jest mi potrzebny bo on mnie zawsze wyslucha i pomoze mi. mam sie do kogo zwrocic. wiem ze On jest i byc moze kiedys spotkam sie z nim. nie wyobrazam sobie zycia bez niego. no i jak juz nogi wyciagne to musze mu oddac dusze, ktorej On jest wlascicielem. a skoro wiem, ze On jest to czemu mial bym nie wierzyc ? Wierzę bo tak mnie wychowali i nie tylko. Nie raz się przekonałam na własnej skórze, ze Bóg istnieje i pomaga nam kiedy tylko ma ku temu podstawy Ja ogólnie wierzę, ale zazwyczaj wyznaję zasadę "jak trwoga to do Boga", do kościoła nie chodzę, ale zdarza mi się czasem pomodlić. ja wierzę w Boga Nie jestem pewny co do swojej wiary, jest dziwna. Nie wierzę w Boga ani coś takiego jak przeznaczenie i już. niby wierzę w Boga ale tego nie okazuję, czyli nie chodzę do kościoła, nie modlę się ale w niego wierzę Wierzę, ponieważ... czuje taką potrzebę, wiem, że On tam gdzieś jest i chociaż czasem mi coś nie pasuje w mojej religii, to nic. Po prostu, można to nazywać kaprysem. Uuuaaa... Bo mama kazała Wierzę w Boga, ale nie wierzę że może on ingerować w nasze życie jak się pomodlimy ... I nie sądzę że na co dzień nam pomaga w życiu. Dlatego nie chodzę do kościoła. To nie ma dla mnie sensu. Ale mimo wszystko wierzę wierzę w Boga, w piekło, niebo i te inne bajery też. czemu ? bo to pomaga mi żyć. przekonanie, że życie ma jakiś wyższy cel i że coś mnie czeka po jego zakończeniu. świadomość, że tam na górze jest ktoś - który choć pozwala nam na własne decyzje - troszczy się o nas. moja wiara nie wynika raczej z mojego wychowania. z prostej przyczyny, że nie pochodzę z rodzinny szczególnie wierzącej. tyle w tym temacie. Wierzę, chociaż mnie w tym nie wychowano. Co prawda, rodzice zaprowadzili mnie do Chrztu, mama zadbała o Komunię, ale nigdy nie chodziliśmy do kościoła itd. Z własnej decyzji przystąpiłem do Bierzmowania. Tyle z kwestii organizacyjnych. To, że Pan Bóg istnieje, jest dla mnie prawdą niezaprzeczalną. To się czuje gdzieś tam w środku. Czasem, gdy patrze na coś pięknego ( krajobraz...) jestem pewien, że nie jest to kwestia przypadku czy naukowej teorii i mam ochotę śpiewać cokolwiek ku chwale Boga Zaloguj się, aby móc odpowiedzieć na pytanie i cieszyć się pełną funkcjonalnością serwisu. Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się.
tLkYCxC.
  • cu1dd31b73.pages.dev/86
  • cu1dd31b73.pages.dev/41
  • cu1dd31b73.pages.dev/174
  • cu1dd31b73.pages.dev/295
  • cu1dd31b73.pages.dev/124
  • cu1dd31b73.pages.dev/90
  • cu1dd31b73.pages.dev/60
  • cu1dd31b73.pages.dev/193
  • cu1dd31b73.pages.dev/137
  • dlaczego wierzę w boga